Nie jestem wielkim fanem platformówek 3D. Moja zajawka na nie minęła gdzieś na przełomie PSX a PlayStation 2 wraz z ostatnimi ukończonymi przeze mnie tytułami, takimi jak Crash 3 Warped czy Maximo. Kolorowa i cukierkowa grafika przestała przyciągać przed konsolę wraz z przybyciem lat gracza, a i łamanie kontrolera przy kolejnych wygibasach na znikających platformach po prostu mnie znudziło. Przesiadłem się na action-rpg i FPS. Dlatego też nowe przygody Crasha ominąłem szerokim łukiem, ale seria Ratchet and Clank miała w sobie coś więcej niż sprawdzian refleksu paluchów. Spluwy oraz ich pakowanie dawało dodatkowy zasób frajdy, dlatego chętnie sięgnąłem po nową odsłonę, zwłaszcza że od czasu Platyny w Demon’s Souls i remastrerów Nioh konsolka trochę się zakurzyła.
Sama przyczyna, dla której nasz Lombax rusza wszechświatowi z odsieczą, jest mało zaskakująca. Zły doktor Nefarius atakuje naszych protagonistów w czasie wielkiej parady na ich cześć i kradnie urządzenie do podróży między wymiarami, które miało być prezentem od Clanka dla Ratcheta. Niestety urządzenie ulega uszkodzeniu, a to powoduje katastrofę zagrażającą nie tylko wszechświatowi, gdzie zamieszkują Ratchet i Clank, ale wszystkim światom równoległym. Na szczęście nasza dwójka nie musi stawać do walki sama, pomoże im nie kto inny, a ich odpowiedniki z sąsiedniego wymiaru, czyli lombaksica Rivet oraz żeński odpowiednik Clanka.
Rivet i Clank, Ratchet i Kit ratują wszechświaty
Postać Rivet bynajmniej nie jest wciśnięta tu na siłę. Mimo iż dzielą z Clankiem wszystkie zdolności, gadżety, pukawki, a nawet amunicję, to wątek Rivet i jej mrocznej przeszłości jest ważniejszym w osi fabularnej niż samo uczestnictwo Ratcheta w akcji ratowania wszechświata. Rivet, zupełnie jak i reszta alternatywnych bohaterów, ma zupełnie inny charakter niż Ratchet. Więcej w niej rebelianta i awanturnika działającego samotnie niż w duecie znanych bohaterów. Spędzimy z nią połowę gry i będzie to bardzo ciekawa połowa, bynajmniej ja za Ratchetem nie tęskniłem i bardzo chętnie poznawałem przygody panny Rivet. Mam nadzieję, że spotkamy się jeszcze w tej serii.
Tak pędzę z rodziną na każdy nowy film bandy Disney/Pixar, aby nacieszyć oczy animacją, licząc, że i tym razem nie tylko dziecko przeżyje miłe chwile, ale i stary koń się uśmieje przed ekranem. Ale to, co zaserwował nowy szpil Soniaków, wywróciło mi gałki oczne na lewo i zaserwowało fajerwerki pod kopułą. Przyznam się, że pierwszy raz miałem okazję zobaczyć, jaką różnicę robi ustawienie graficzne 30/60 klatek. Wystarczyła chwila prób, aby pozostać przy ustawieniu lżejszej biedy środowiska za to zachowaniu 60 FPS przy wysokiej rozdzielczości. Pożegnałem się nawet ze śledzeniem promieni. Dzięki płynności i szybkości, z jaką gra doczytuje takie bajery, jak zmiana środowiska po błyskawicznym wejściu w szczelinę czasu, cała rozgrywka odbywa się megapłynnie.
Skacz & Kill
Polecam gorąco zająć się wątkiem fabularnym bez zbaczania ze ścieżki głównej aż do czasu, kiedy gra nas poinformuje o tym, że następny krok skieruje nas bezpośrednio do ostatecznego starcia. Albo zadania poboczne polecam zachować na NG+, w której czekają nas nowe pukawki i możliwości rozwoju postaci, dzięki którym ponowne podejście nie będzie nudne. W takim przypadku czeka nas jedno z najlepszych w historii poprowadzenie linii fabularnej głównego wątku gry. Czysta jazda bez trzymanki, która aż do finału trzyma gracza w skupieniu i ani na chwilę nie zwalnia tempa.
Nigdy nie spotkałem się z tak dobrze wyważonymi proporcjami pomiędzy elementami platformowymi z sekcjami, gdzie przyjdzie nam siać ołowiem do wrogów. Wszystkie takie sekcje bardzo gęsto przeplatają się ze sobą i nie ma czasu, aby gracz poczuł, że chciałby już skończyć strzelać i trochę by sobie poskakał i na odwrót. Gra ciągle wrzuca nas w nowy wir wydarzeń, przeskakujemy z planety na planetę w błyskawicznym tempie, od razu wbijając się w nową przygodę, walcząc z armią wrogów, wskakując na grzbiet turboślimaka, pokonując bagna czy wzbijając się w niebiosa, aby niczym w Panzer Dragoon siać spustoszenie w szeregach niemilców, a zaraz potem sunąć po magnetycznej szynie dzięki specjalnym butom, co chwila zmieniając tor, nie tylko przeskakując, ale i chwytając się wyrw w czasoprzestrzeni lub jak pewien Perski książę biegnąc po ścianach.
Wszędzie widzę śrubki
Zabawy nie spowalnia też maksowanie poziomu broni. Śrubki lecą z wrogów strumieniami, materiał do upgradu broni jest wszechobecny, a w razie czego można go grindować w mgnieniu oka na arenie i pasek doświadczenia broni również rośnie w satysfakcjonującym tempie. Nie ma więc mowy o żmudnym grindzie, a ulepszenie swoich ulubionych narzędzi zniszczenia odbywa się przy okazji standardowej rozgrywki. Ja oczywiście jako wielbiciel wszelkiego ulepszania wymaksowałem wszystkie zabawki i ucieszyłem się, jak okazało się, że na NG+ czekają na mnie nie tylko nowe poziomy ulepszeń, ale i ekskluzywne dla tego trybu bronie.
Gra serwuje rollercaster emocji i dzięki wyborowi poziomu trudności każdy użytkownik konsoli może przeżyć to na własnej skórze. Najwyższy poziom da wielbicielom wyzwań rozgrywkę sięgającą aż 30 godzin, za to dla najmniejszych przygotowano oczywiście tryb fabularny, który daje graczowi nieśmiertelność w czasie walk tak, aby przygoda zmieniła się ze zręcznościówki w coś na kształt interaktywnej przygody.
Najlepsza platformówka na rynku tylko na PlayStation 5
Tą uniwersalnością oraz doskonałym wykonaniem Sony dostarcza na rynek wielki hit dla swojej nowej konsoli. Co prawda wątpię, aby platformówka nawet tak dobra jak Ratchet & Clank mogła stać się system sellerem dla nowej konsoli, ale na pewno będzie hitem sprzedaży na wszelkie okazje jako prezent dla najmłodszych. Z tego podarunku skorzystają nie tylko oni, bo nie tylko przyjemnie się w to gra, ale i ogląda. Ja na pewno nie będę już z chłodem przyjmował informacji o następnej odsłonie, czekam na kontynuację z niecierpliwością.