Kutná Hora: Miasto srebra to eurasek, który nie boi się wziąć byka za rogi. Już z samego podtytułu widać, że to pełną gębą sucha gra ekonomiczna, bo przecież chodzi tu o piniądz. Ale nie wszystko srebro, co się błyszczy. Kasa też jest czymś, co ludzi podnieca, zwłaszcza jak jest denominowana w punktach zwycięstwa.
Da się zrobić coś bardzo klimatycznego o finansach, spekulacjach, inwestycjach i tym podobnych. Jak nie wierzycie, to zapytajcie Gordona Gekko, co sądzi o chciwości. Albo Marylka niech wam zaśpiewa pościelówę, w której nadmiar forsy prowadzi do bardzo bezpośredniej interakcji. Tak właśnie jest w Kutnej Horze. To bardziej gra o przekrętach, kombinacjach, przewałach i robieniu w balona, kiedy pęka bańka spekulacyjna, niż stateczne przesuwanie znaczników na torze i ekscytujące odkrywanie kolejnych bonusów na planszetce. Nie zrozumcie mnie źle, wciąż jest tego pełno podczas rozgrywki, lecz satysfakcję z gry daje ta wartość dodana, którą osiąga się cudzym kosztem.
Ziemia posrebrzana
Już na pierwszy rzut oka widać, że wśród tria projektantów są zagorzali lokalni patrioci. Na kafelkach przewija się cały kalejdoskop lokalnych zabytków, katedra Świętej Barbary ma własną solówkę mechaniczną, nie idzie się opędzić od herbowych pelikanów. Taką serdeczną małomiasteczkowość szczerze szanuję. Moja mieścina też ma od wieków obsesję na punkcie pelikanów.
By nikomu nie przyszło do głowy przypadkiem zapomnieć, że ten mincerski gród przez wieki stał srebrem, wszystko, co się tylko dało posrebrzyć na kartach, planszy, kafelkach nabłyszczono tak, że zdjęcia w żaden sposób nie oddadzą temu sprawiedliwości. Musicie zagrać, żeby zobaczyć na własne oczy.
Tekturowe innowacje
Czech Games Edition nie byłoby sobą, żeby nie zrobiło czegoś fajnego z tektury. Taka stołeczna Praga Caput Regni ma most, budynki w planszowym 3D i potężne koło zamachowe do wyboru akcji. Na tym tle prowincjonalna Kutná Hora może poszczycić się sprytnymi stojakami na karty, którymi robi się szacher macher za pomocą wzrostu populacji oraz produkcji. Zamiast używać tych kalkulatorów na tekturowe suwadła, można posługiwać się bardzo dobrą aplikacją na stronie CGE, bo dzięki temu nic się nie powyciera, lecz ręczna obsługa tego ustrojstwa ma w sobie coś tak staroświecko steampunkowego, że po prostu aż się chce. Pomimo tego, że warto i trzeba podglądać, co przyniesie zmiana karty na stojaczku, to czasem znajdzie się ktoś, kto podejdzie do sprawy jak do pokera odstawianego w ciemno. Zawsze to jakiś dreszczyk emocji, lecz tu warto wiedzieć, jakie będą konsekwencje wykonanej akcji, zanim palnie się coś kosztownego.
Z komponentów Kutnej Hory wyróżniają się znaczniki wykonane w RE-Wood, takiego miksu odpadów drewnianych i lepiszcza z recyklingu, nad którym Niemiec płakał z radości, kiedy patentował. Pod względem szczegółowości i finezyji wykonania przebija ten wynalazek poczciwe drewno pod każdym względem. Domki oraz popiersia górników wyglądają prześlicznie.
Uroki planszowej prowincji
Euro nie musi być ładne, żeby było dobre, a Kutná Hora przynajmniej jest przyjemna dla oka. Monotonna monochromatyczność planszy zostaje przykryta podczas rozgrywki kafelkami, znacznikami, więc robi się cokolwiek barwniej i weselej. Zawsze to jakaś pociecha, kiedy ledwie wiążesz koniec z końcem, a drewno staje się cenniejsze od złota.
Tematycznie wszystko bardzo zgrabnie się w Kutnej Horze spina. Rosnąca populacja miasta potrzebuje coś zjeść i mieć gdzie się napić. Otwarcie nowego targu wpędza ludzi w amok. Ceny działek budowlanych różnią się w zależności od sąsiedztwa. Rajcy miejscy są po to, żeby dbać o interesy swoich patronów. Im więcej wspaniałych budynków publicznych, tym wyższe podatki. Na wszystko potrzeba pozwoleń, koncesji, podbitych urzędową pieczęcią zgód. Otwieram pudełko i widzę moją mieścinę w pigułce.
Ja nie mam nic, ty nie masz nic, to razem mamy tyle, żeby założyć kopalnię
Kutná Hora wrzuca graczy na głęboką wodę ekonomicznego ekosystemu, który się z nikim nie cacka. Jeden nieostrożny krok i niewidzialna, karząca ręka bezwzględnych prawideł popytu i podaży wygarbuje ci skórę. Pierwsza runda jest po to, żeby zapewnić sobie jakiś dochód na przyszłość. Zarabia się tutaj zagrywając odpowiednią akcję. Nie ma tu gwarantowanego przychodu. Często będziesz zmuszony zagrać dochód, żeby w ogóle było cię stać na przysłowiowe waciki. A jak przeinwestujesz, to idziesz z torbami. Można się przez to odbić od tej gry jak od drzwi komornika. Bo jakże to, żadnej pożyczki, podusi finansowej, złotego spadochroniku? Ano, w grze ekonomicznej trza myśleć o zysku i kalkulować ryzyko. Szokujące.
Próg wejścia Kutnej Hory może być z takich, co wymagają małej drabinki dla stawiających pierwsze kroki w grze, gdyż tutaj tak wiele rzeczy tak się pięknie zazębia, że twój ruch potrafi wywołać lawinę niefortunnych konsekwencji. Jeden z autorów, Petr Čáslava popełnił serię genialnych wpisów na BGG, w których tłumaczy, jak grać poszczególnymi gildiami, jak się one mają do fluktuacji na kalkulatorkach populacji oraz produkcji, jakie są ich silne strony oraz słabości. To jest bezcenne abecadło Kutnej Hory. Lektura obowiązkowa. Od zera do groszowego milionera.
Wirtualne skarby
Wbrew uświęconej, odwiecznej eurasowej tradycji w Kutnej Horze nie gromadzi się produkowanych zasobów. A i owszem, zaznacza się na odpowiednim torze planszetki gracza poziom podaży danych dóbr i usług, lecz służy to tylko do określenia wysokości dochodu. Nikt tu nie dostaje do ręki znaczników, kosteczek czy żetoników surowców. Wszystko jest z marszu przeliczane na czysty pieniądz i funkcjonuje w kategoriach ekonomicznej abstrakcji. To, że pobudowałeś tartak, który produkuje ileś tam desek, nie znaczy, że nie będziesz płacił za budulec tyle samo co inni, kiedy zechcesz postawić karczmę.
Tym miastem rządzi gildia
Każdy z graczy kontroluje trzy gildie z sześciu dostępnych w grze. Może stawiać tylko budynki przypisane do jego gildii. To rodzi o wiele poważniejsze konsekwencje, niż tylko ograniczenie budowlanej samowolki. Pojawienie się nowego przedsiębiorstwa w Kutnej Horze zawsze niesie ze sobą finansowe następstwa. Wzrost podaży może spowodować spadek ceny jednostkowej, więc tego, kto do tej pory cieszył się zyskami z targu rybnego, uderzy po kieszeni twój nowiutki zakład rzeźnicki. Kontrolujący Budowniczych będą poddawani ciągłej presji stawiania nowych budowli, gdyż tanie drewno każdemu obniża koszty inwestowania w nieruchomości, ale oni mogą mieć interes w utrzymaniu wysokich cen, żeby powstrzymać konkurencję przed stawianiem kosztownych, a korzystnych punktowo budynków publicznych. Górnicy zwiększają wydobycie rudy i ułatwiają podziemną ekspansję, lecz nadprodukcja surowca podbija wartość srebra, na czym zarobi jakiś obrotny Hutnik. Kupcy i Karczmarze muszą mieć baczenie na wzrost populacji miasta, bo to wprost przekłada się na ich zyski. Prosperity skrybów zależy od biurokratycznej obsługi potrzeb rozwijającej się Kutnej Hory, gdyż cena pozwoleń ma wpływ na całkowity koszt wzniesienia budynku oraz założenia kopalni. W ten sposób gracze wzajemnie na siebie wpływają.
Małomiasteczkowy Matrix
Gra jest takim bardzo fachowo skonstruowanym symulatorem małomiasteczkowej mikroekonomii. Pomyślano nawet o mechanizmach regulujących oraz interwencyjnych. Jeżeli podaż przekracza możliwości konsumpcyjne rynku, gra blokuje możliwość dostawiania kolejnych budynków danej kategorii, aż zmienią się okoliczności, a to się samo z siebie nie zdarzy, lecz na skutek poczynań graczy. Kiedy produkcja dóbr i usług znacząco nie nadąży za potrzebami mieszczan w rozwijającym się mieście, to magistrat sam zasponsoruje wymaganą budowlę usuwając ją spośród dostępnych dla graczy. Warto mieć na uwadze, w jakim kierunku zmierzają sprawy w Kutnej Horze.
Mieć grosz i nie mieć grosza, to już dwa grosze, które przez ciebie straciłem
Zadając się z Kutną Horą, trzeba być przygotowanym na uderzeniowa dawkę interakcji. Niemal wszystkie wykonywane w grze akcje bezpośrednio wpływają na coś, na kogoś lub na okoliczności, w których przyjdzie graczom funkcjonować. Nietrudno sobie wyobrazić, jak boli, kiedy tracisz kilka ładnych groszy, bo ktoś też kontroluje Karczmarzy i zachciało mu się postawić konkurencyjną karczmę, zatem twoje przychody z browaru spadają, nawet nie mówiąc o tym, że dla wszystkich wzrosły podatki z kafelka Świetej Barbary, bo prawdopodobnie akcyza czy coś.
Kładąc kafelek budynku w mieście określa się ceny sąsiednich parceli, zatem postawienie okazałego kościoła winduje ceny okolicznych działek i w efekcie kogoś może teraz nie być stać na realizację zaplanowanej inwestycji. W mieście ma miejsce trochę abstrakcyjna zabawa w dopasowywanie kolorowych symboli na sąsiadujących kafelkach, bo za to są punkty, więc wraz z rozrostem mozaiki budynków niektóre miejsca stają się atrakcyjniejsze od innych.
Pod ziemią, też nie ma lekko, gdyż jeden kafel kopalni dyktuje koszt dołożenia kolejnego, a kiedy budulec jest drogi, to można rywali postawić pod finansowym murem, który powstrzyma ich od rycia tuneli w tej okolicy. Ponieważ suma wartości rudy srebra i samego srebra jest stała i zawsze wynosi siedem, jest idealnym narzędziem do bicia po kieszeni zaangażowanych w zarabianie na wydobyciu i przetapianiu kruszcu przez manipulowanie podażą. Przezorny inwestor w tej branży równoważy sobie rudę i srebro, żeby zawsze zarabiać to magiczne w sumie siedem.
Interakcja bez znieczulenia
Praktycznie, gdzie się nie ruszysz, możesz komuś nadepnąć na odcisk. Dlatego trzeba unieść nos znad własnej planszetki i wściubiać go bezczelnie w sprawy sąsiadów. Kutná Hora daje graczom cały zestaw narzędzi do kontroli i korygowania poczynań rywali. Manipulowanie cenami już omówiliśmy. O patodeweloperce też wspomniałem. Dosłowne kopanie pod sobą dołków w kopalniach to chleb powszedni. Podczas rozgrywki realizacja twoich planów i zamierzeń jest uzależniona od poczynań reszty ekipy. Najczęściej bywa tak, że kombinujesz jak koń pod gorę, żeby zebrać na Kościół Marii Panny Na Náměti, bo daje ci punkty i reputację, a jak wreszcie go postawisz za miliony monet, to zaraz potem ten drań, przez którego budulec był drogi przez całą rundę, buduje zakład kamieniarski, więc dopiero teraz spada cena stawiania budynków. Takie życie. Timing to kluczowa sprawa w kwestii przetrwania przyjaźni.
Deptanie po odciskach
Kutná Hora w temacie interakcji robi z graczami podobne rzeczy jak bezpardonowe Hegemony. Tam walka klas realizowana była przy pomocy narzędzi, którymi można było uregulować każdy aspekt gry ku radości jednych i rozpaczy drugich. Tutaj gracze mogą rozhuśtać ekonomię gry pomiędzy ekstremami jak podchmielone hipopotam na trapezie. Może się zdarzyć gra z podatkami wyśrubowanymi pod niebiosa, taka rozgrywka, gdzie ludzie ledwo co budowali, bo indeks drewna nie spadał przez spekulantów. Trudno tu zmajstrować dwie podobne gry, bo tak dużo zależy od samych graczy.
Jak chcesz na coś liczyć, to licz na punkty
Jak już wyjaśni się zebranym przy stole, z czym się je ekonomię Kutnej Hory, można złagodzić ich dysonans poznawczy porcyjką delikatnej sałatki punktowej jak u mamy. Bo punkty tu się robi równie ciekawie jak interesy. Jak przystało na nowoczesnego euraska, ta gra też jest miksem mechanik, z których doi się punkty, aż miło. W co innego człowiek bawi się w mieście, odmiennie zachowuje pod ziemią, a jeszcze robi awanse na abstrakcyjnym torze reputacji oraz może sobie ogarnąć dodatkowe kryteria punktowania. W praktyce działa to tak samo dobrze jak w każdy innym euro. Można iść konsekwentnie jedną ścieżką, lub łapać punkty z kilku źródeł. Dobrze mieć jakieś opcje.
Na bieżąco wpadnie kilka punkcików bezpośrednio z budynków publicznych, kafli katedry, za zdjęty budyneczek przy okazji wystawienia w mieście kolejnego gildyjnego kafla budynku, ale żeby z tego zgromadzić sobie sumkę gwarantującą zwycięstwo, to tylko w podbramkowych sytuacjach nieomal remisowych. Za pozycjonowanie budynków obok takich, co posiadają pasujące ikonki, można wyciągnąć od dwóch do pięciu punktów za chałupkę, co powinno dać ich przynajmniej naście. W kopalniach dzieje się takie area majority w poziomie, ale el dorado bym tego nie nazwał. Rzecz w tym, że na koniec gry zlicza się gwiazdki występujące w każdy rzędzie planszy kopalni, a ci, którzy mają swoich górników na kaflach z gwiazdkami zgarniają punkty w zależności od tego, ile jest tych gwiazdek w sumie, i do jakiej ich części roszczą sobie prawa. Jest to bardzo sytuacyjna impreza. Musi się kilku górników ostro wziąć do fedrowania, żeby opłacało się o te gwiazdkowe punkty zawalczyć.
Warto dbać o miałomiasteczkową reputację, bo postępy na jej torze to nie tylko spora nagroda w punktach na koniec gry, lecz także i bardzo przydatne bonusy do wykorzystania w grze. Konsekwentne stawianie budynków z jednej gildii pozwoli odblokować zdobycze punktowe, a w jednym przypadku kombuje się to także z reputacją i tam się opłaca postarać. I są jeszcze arystokraci. Z nimi to są przeboje.
Głębokie kieszenie rajców
W Kutnej Horze można legalnie sobie kupić nawet kilka dodatkowych sposobów punktowania. Podczas pobierania dochodu opłaca się arystokratę czekającego w kuluarach rady miejskiej aby łaskawie zasiadł u korytka, żeby uruchomić wybrane przez się punktowanko. Od tej pory każdy, kto spełni kryteria, jakie odblokował usadzony na stołku arystokrata zgarnie za to punkty. W trzech ostatnich rundach odpala się punktowanie za umieszczonych w radzie. Wyrabianie sobie pleców na szczeblu samorządowym opłaca się, jeśli uda się odpalić swojego człowieka przynajmniej dwukrotnie. Każdy z czterech rodzajów arystokratów zapewnia punkty w odmienny sposób, zatem można stawiać na pluralizm światopoglądowy. Co jeszcze lepsze, kolejny arystokrata tego samego koloru dołączający do kolegi multiplikuje bonus. Pula przyszłych rajców szukających płatnej protekcji rośnie z każdym postawionym w mieście budynkiem publicznym. To jakiego arystokratę zapewnia dany kafel też bywa istotnym czynnikiem przy wyborze obiektu inwestycji.
W kwestii punktowania poruszamy się po typowym eurokrajobrazie. Punkt do punkta i robi się Kutná. Praktycznie z każdej aktywności da się wyciągnąć jakieś punkty. Można konsekwentnie inwestować w raz obraną strategię, da się też oportunistycznie ciągnąc kilka srok za ogon.
Dwie pary, kolor i kareta w jednym
W Kutną Horę gra się kartami. Te są wielofunkcyjne w takim sensie, że u góry mają jedną akcję, a drugą u dołu. Zagrasz taką na jeden z dwóch sposobów. Jak jest taki wybór, to z automatu eurosucharzysta ma przyjemny dylemat, jak tu wyłożyć, żeby było optymalnie. Cały trik w tym, że kart jest sześć, akcji też sześć, ale Święta Barbara tylko jedna i dżoker też występuje na kartach tylko raz. W rundzie rozgrywa się trzy tury. Jak w chodnikowym szlagierze, dwa razy zagrywa się po dwie karty i raz po raz. Ostatnia karta pozostaje na ręku. W kolejnej rundzie zgarnia się karty ze stołu i znów zarządza pełną ręką.
Tak się zgrabnie składa, że trzeba lawirować pomiędzy opcjami dostępnych akcji. Wypada zdrowo pokombinować, co tu wyłożyć, aby zrobić co trzeba i nie pozbawić się możliwości zagrania akcji potrzebnej na później. Z opresji może poratować dżoker, który odpala dowolną akcję, lecz każe sobie drogo płacić za swoje usługi, bo utratą punktu reputacji, a to boli.
Deweloperski poker
Budowlanka rozgrywa się aż na trzech kartach. Pierwszą akcją trzeba zarezerwować działkę, za którą to opłata jest powiedzmy, że różna. Druga akcja to kupienie prawa do postawienia budynku, czyli dobranie żetonu z wystawki, oczywiście po uiszczeniu opłaty, a ta może być wyrażona w pozwoleniach, których koszt też przecież bywa rozmaity. Wreszcie trzecia karta pozwala zbudować, co się wybrało, a to kosztuje tyle kasy, ile akurat warte są materiały budowlane, a ich cena potrafi szokować. Inwestycja w nieruchomości to nie przelewki. Całe przedsięwzięcie kosztuje trzy karty z pięciu zagrywanych w rundzie. Cała impreza ma zabarwienie tak stricte strategiczne jak nic innego w Kutnej Horze. Można trzymać do trzech budynków w rezerwie nie tylko dlatego, żeby je w mieście zmaterializować, ale po to, żeby konkurent trzymający łapę na tej samej gildii któregoś przypadkiem nie postawił. Liczba ikonek, które już upstrokaciły planszę i jakie widać, że wkrótce pojawią się na polach planszy zawsze wyznacza poziom atrakcyjności działki, bo dobre sąsiedztwo daje dużo punktów. Skoro można zaklepać dwie działki w rundzie, lub zdobyć papiery na dwa budynki, nie mówiąc już o podwójnym budowaniu, to warto czasem się sfocusować na strategicznych assetach.
Eurobohaterowie ostatniej akcji
Pozostałe akcje z kart to rozbudowa sieci tuneli w kopalniach pod Kutną Horą, arcyważne pobieranie dochodu i wielce okolicznościowa, w takim trochę losowym sensie, Święta Barbara. Nad tą ostatnią warto się nieco pochylić. Z pozoru zestaw bonusów do zgarnięcia za przyczynienie się do ukończenia kolejnego etapu budowy katedry szału nie robi. Sprawy nie ułatwia to, że zawsze dostępny jest tylko jeden kafel Świętej Barbary. Po kolejny można sięgnąć po odwróceniu bieżącego. Nie w każdej sytuacji oferowany bonus jest dla gracza wiele wart. Ponieważ stawianie określonych budynków gildii także powoduje odwrócenie kafli katedry, dostępna opcja potrafi zmienić się pomiędzy turami zainteresowanego gracza. Przydatność akcji Świętej Barbary bardzo zależy od okoliczności. Same w sobie oferowane bonusy są silniejsze od akcji standardowych. Rzecz w tym, żeby odpalić właściwą w odpowiednim czasie. Utrafić w tę magiczną chwilę bywa piekielnie trudno.
Nic dwa razy się nie zdarza
Dobre euro składa się z ruchomych części, które precyzyjnie obracają się jak zębatki szwajcarskiego zegarka. Kutná Hora to prawdziwe zegarmistrzostwo. Zgodnie z logika popytu i podaży wartość wszystkiego w grze jest zmienna jak mój gust muzyczny. Wystawka dostępnych budynków reorganizuje się za każdym razem, kiedy ktoś kupi sobie prawo do nieruchomości. Stosik, z którego zakupiono kafelek wędruje na koniec rzędu, a wszystkie przesuwają się tak, żeby wypełnić zwolnione pole. To oczywiście sprawia, że zmienia się koszt pozyskania budynku. Ceny działek pod budynki zależą od tych już postawionych. Tak samo rzeczy się mają z kopalniami.
Ile przyjdzie komu za co zapłacić zawsze jest wypadkową kilku czynników i okoliczności, na które wpływ mają sami gracze. Ile kto zdoła zarobić też zależy od poczynań wszystkich za stołem. W rozgrywce dwuosobowej, a opcjonalnie w każdej konfiguracji graczy, stosuje się karty wydarzeń, które dodatkowo mieszają w okolicznościach przyrody. Każda gra może być diametralnie różna od poprzedniczki.
Gra w regrywalność
Już w setupie nie każda Kutná jest tak samo Hora. Gracze dostają inne zestawy gildii do wyboru. Inaczej mogą je ułożyć na planszetce, żeby mieć dopasowany pod siebie dostęp do bonusów za wystawianie budyneczków. Stosiki kafli budowli gildyjnych losowo zajmują miejsca na wystawce. Kopalnie są tasowane w ramach swojego poziomu. Na starcie każda rozgrywka ma zupełnie odmienny potencjał.
Podczas rozgrywki wszystko potoczy się tak, jak mniej lub bardziej świadomie pokierują sprawami gracze. Nowa gra to nowe wyzwania i problemy do rozwikłania. Kiedy zestroją się wszystkie czynniki determinujące rozgrywkę, planszowa Kutná Hora ma za każdym razem inne oblicze.
W każdym składzie osobowym grało się dobrze. We dwoje łatwiej kontrować poczynania rywala. Przy zatłoczonym stole do głosu dochodzą sprzeczne interesy graczy kontrolujących tę sama gildię i wtedy robi się bardzo interesująco.
O krok od doskonałości
W tym miejscu miała się znajdować lista wad Kutnej Hory. Do tej pory nie wiem, co napisać. Pójdźmy na jakiś kompromis… Katedra Świętej Barbary jest takim ukłonem w stronę lokalnego folkloru, który mechanicznie nic istotnego do gry nie wnosi. Można by tak jeszcze podciągnąć do tej kategorii, że suwadła w kalkulatorach się wycierają. Zawsze to jakiś minus. Przydałby się też jakiś tryb solo. To byłoby ciekawe.
Genialne zauroczenie
Długo szukałem oryginalnej gry ekonomicznej, aż mnie znalazła. Pomimo oklepanego tematu ta gra jest ponadprzeciętna, nawet w kilku aspektach wybitna. Kutná Hora wprowadza wyjątkową mechanikę określania wartości dóbr. W tak konserwatywnym planszowym gatunku, jakim są eurogry, każda innowacja jest potrzebna jak reformy Husa. Poziom interakcji pomiędzy graczami jest taki, że pozwala im inaczej kształtować przebieg każdej rozgrywki. Większość mechanizmów napędzających grę przepięknie spina się w taki sposób, że każda akcja ma swoje następstwa i konsekwencje. Mechaniki tak dobrze odzwierciedlają ekonomiczne procesy zachodzące w małej społeczności, że to aż zakrawa na symulację. Gra warta swojej wagi w srebrze.
Zwiększenie wydobycia srebrnej rudy było możliwe dzięki współpracy barterowej z Wydawnictwem Rebel.