Retro The Punisher Arcade (1993) – mściciel Marvela w salonie gier

Punisher nie do końca jest mścicielem, on karze złoczyńców za zły wybór drogi kariery, zwłaszcza tych, którzy przyczynili się do zgładzenia rodziny Franka Castle. Wdzięcznym tematem na grę wideo jest więc komiks, na którego kartach krew leje się litrami, a trup ściele gęsto. Mogłoby się wydawać, że skrojony temat na strzelankę, mimo to Capcom w kooperacji z Marvelem wypuszcza w 1993 roku na salony arcade beat’em up sygnowany logiem Karzyciela. Jak wyszło?

18 maja 2021

Grę zaczynamy od wizualizacji genezy naszego bohatera. Frank Castle spędza czas na pikniku z żoną i dziećmi, kiedy to banda uzbrojonych niegodziwców oddaje strzały w kierunku bezbronnej rodziny. Giną wszyscy poza protagonistą. Ten przyjmuje za cel ukaranie winnych śmierci jego rodziny, przybiera pseudonim Punisher i uzbrojony po zęby rusza w gęstą noc Nowego Jorku, aby pomóc w opuszczeniu tego świata każdemu, kto jest na bakier z prawem. Na potrzeby gry w rolę drugiego gracza wciela się nikt inny, jak agent S.H.I.E.L.D., czyli Nick Fury. Razem panowie przemierzą pięć naszpikowanych wrogami etapów, aby zlikwidować arcyzłoczyńcę – Kingpina.

Najlepsza bijatyka 1993 roku

Maszyna Arcade, która w 1993 roku stanęła na deskach salonów gier, nie tylko przyniosła jedną z najlepszych gradaptacji komiksu, ale i jedną z najlepszych gier w gatunku chodzonych bijatyk. Gra nie tylko zaczerpnęła postać Franka Castle na potrzeby protagonisty, ale i korzysta z całego klimatu, jaki niesie za sobą komiksowa seria. Jest intensywnie i brutalnie. Punisher korzystał z dobroci usprawnionej technologii automatu arcade, na którym został wydany, i na ekranie jednocześnie pojawiało się nawet do dziesięciu przeciwników, nie przyprawiając maszyny o czkawkę spowalniającą gameplay.

ulotka prezentująca mechaniki i elementy gry

Gra nie różniła się niczym w mechanice od innych chodzonych bijatyk Capcom typu Final Fight. Przechodzimy poziom, głownie idąc w prawo i kosząc przeciwników ciosami lub korzystając z arsenału, jaki upuści przeciwnik. Asortyment ciosów jest co prawda bardzo prosty, zaledwie parę piąch i kopniaków, które można łączyć w kombosy, aby pozbyć się nacierających fal niemilców. Poza gałką używało się wyłącznie dwóch guzików. Puni nadrabia za to arsenałem broni, która pomaga mu w kładzeniu rzesz wrogów seriami z karabinu, strzałem między brwi z broni krótkiej lub szybko podrzuconym pod kulasy przeciwników granatem. Fajnym patentem jest to, że strzał z broni czy wybuch owocują pojawieniem się na ekranie onomatopeicznych efektów rodem z komiksu typu „BLAM!”. Poza tym niezliczone ilości broni białej sprawiały, że częściej bohaterowie walczyli bronią niż gołymi rękoma, bo trudno było nie podnieść czegoś choćby przez przypadek.

Przyszedł z nożem na strzelaninę

Zaledwie rok po wydaniu wersji na automaty postanowiono przenieść grę na domowe konsole. Wersja na Segę Genesis ujrzała światło dzienne w 1994 i w wersji PAL na Mega Drive w 1994 roku dzięki Sculptured Software. I gra osiągnęłaby graficzne szczyty, zachwycając liczbą detali, animacją postaci oraz intensywnym gameplayem… pod warunkiem, że w takim stanie zostałby wydana na maszyny ośmiobitowe. Szesnastobitowa Sega otrzymała okrojonego crapa, który straszył nie tylko grafiką i dźwiękiem, jakimi zachwycała wersja arcade, ale i mocno okrojonym gameplayem. Ruchy postaci były sztywne, ciosy specjalne prawie niemożliwe do wykonania, wrogów i szczegółów otoczenia na ekranie jak na lekarstwo, a sama rozgrywka doczekała się również cenzury i nie była w żadnym stopniu tak brutalna, jak arcadowy oryginał.

Nasza rozgrywka z konsoli Pandora Box 11S idealnie emulująca automatowy oryginał

Nic więc dziwnego, że zebrała bardzo niskie noty, najlepsze recenzje wskazywały najwyżej na średniaka dla największych fanów komiksowego mściciela. Wersją na PlayStation miał zająć się już Crystal Dynamics i szkoda, że do tego nie doszło, bo autorzy Pandemonium czy nowoczesnych odsłon Tomb Rider raczej nie mają na swoim koncie wpadek. Przez wątpliwą jakość portu wersja PAL jest jedną z najrzadszych gier na konsolę Mega Drive i mimo słabych doznań z rozgrywki kolekcjonerzy muszą wyciągnąć z kieszeni niemałą sumkę za egzemplarz.

Zbrodnia i kara wprost z salonu gier

Na szczęście zapraszamy was na obejrzenia pełnego gameplayu z arkadowej wersji gry, nagranego przy użyciu konsoli Pandora Box 11S PRO. Kto zliczy, ile wirtualnych monet zużyliśmy, aby Kingpin dostał za swoje?

Strid

Recenzuje komiksy i gry Indie. Fanatyk gatunku soulslike.
UWaga! Gorące informacje!