Aplikacje w grach dla młodych odbiorców nie powinny już nikogo dziwić. Jeśli ktoś jest ich przeciwnikiem, Tropicielonauci nie zmienią jego podejścia. Mniej radykalnie nastawieni rodzice, którzy mają już za sobą Kroniki Przygody, powinni poczuć się tu jak ryba w wodzie. Tropicielonauci oferują bowiem bardziej rozbudowany świat, który możemy badać na własną rękę, zabawę w skanowanie kodów, tłumaczenie ukrytych wiadomości i mnóstwo poukrywanych ciekawostek, dzięki czemu oferują więcej zabawy.
Jeśli chcesz dowiedzieć się czegoś o wyglądzie, przeczytaj ten akapit, jeśli nie, przejdź dalej
Gry skierowane dla młodszych odbiorców powinny ładnie wyglądać. Tropicielonauci zdecydowanie stają na wysokości zadania. Twarda oprawa, 176 stron wypełnionych po brzegi szczegółowymi ilustracjami, mnóstwo miejsc do sprawdzenia i zeskanowania – wszystko to sprawia, że obcowanie z grą/komiksem to czysta przyjemność. Oprócz kilku pierwszych stron, które pełnią rolę wprowadzenia, tekst ogranicza się do jednego zdania na dole strony, dzięki czemu wszystko jest przejrzyste i bardzo czytelne.
Jeśli chcesz dowiedzieć się czegoś o poziomie trudności i regrywalności, przeczytaj ten akapit, jeśli nie, przejdź dalej lub cofnij się
W przypadku gier dla dzieci trudno określić docelowy wiek. Na okładce widnieje informacja, iż jest to produkt przeznaczony dla czytelników w wieku powyżej siedmiu lat, aczkolwiek jest to sprawa bardzo indywidualna. Jeśli dziecko rzeczywiście ma samo zając się sobą, to ilość tekstu może przytłoczyć nawet i dziewięciolatka, jeśli jednak spędzamy czas razem, spokojnie można usiąść do Tropicielonautów z sześcio-, a może nawet i pięciolatkiem. Całość bowiem ogranicza się do skanowania kodów i zabawy w deszyfratorów, które dzieci powinny w mig załapać.
Gra, oprócz głównej fabuły polegającej na znalezieniu kudłacza Wierciucha, którego można znaleźć po niespełna godzinie, oferuje amatorom zbierania trofeów znacznie więcej zabawy. Mamy bowiem do zgarnięcia 17 oznak (w pierwszej grze udało nam się zebrać 5), 71 tekstów do przetłumaczenia i 127 odblokowanych wpisów. Wątpię, by komuś chciało się zrobić to wszystko, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by grę przejść dwa, może nawet trzy razy, próbując alternatywnych rozwiązań.
Jeśli chcesz przeczytać krytykę używania aplikacji w grach dla dzieci, to poszukaj innej recenzji
Nie ma co kryć, Tropicielonauci opierają się na aplikacji i bez niej nie da się przejść gry. Dzięki niej skanujemy kody i tłumaczymy teksty, w niej też zawartych jest bardzo dużo informacji. Co jednak ważniejsze, proporcja patrzenia się w ekran urządzenia elektronicznego do czasu spędzonego z komiksem jest zadowalająca. To na szczęście wciąż jest komiks z dołączoną aplikacją, a nie aplikacja z dołączonym komiksem. Aplikacja działa sprawnie, ani razu się nie zacięła, wszystko jest przejrzyste i intuicyjne.
Grę otrzymałem od wydawnictwa Muduko, co nie miało wpływu na treść recenzji i wystawioną ocenę.