Dziesięciu na jednego, to banda Luffiego
Chyba nie ma osoby, która obraca się w towarzystwie ludzi lubiących japońskie animacje, a która nigdy nie otarłaby się o tytuł One Piece. Jest to zdecydowanie jedna z najbardziej medialnych marek, obok Pokemonów, Dragon Balla czy Neon Genesis Evangelion. Z jakiegoś jednak powodu ten tytuł nie doczekał się dużej, porządnej gry. W związku z dwudziestopięcioleciem serii postanowiono to zmienić i tak w nasze ręce trafił Odyssey. Gra z jednej strony opowiada nową historię i wprowadza postacie dotąd niewidziane. Z drugiej zaś oddaje hołd tytułowi, który ukazał się już w ponad tysiącu odcinków. Od początku mamy dostęp do najważniejszych załogantów pirackiej ekipy Monkey D. Luffiego. Co ważne, będziemy się mogli między nimi i bez kary dowolnie przełączać przez całą prawie rozgrywkę.
Odyssey to gra w otwartych miastach (bo świecie, to trochę nadużycie), z walką prowadzoną w turach. W zależności od fragmentu fabularnego zazwyczaj poprowadzimy w bój czteroosobową drużynę piratów o różnych specjalnościach i umiejętnościach. Gra wprowadza system papier-nożyce-kamień (jaszczurka-Spock już się nie załapały) do walki. Postacie i przeciwnicy mogą mieć specjalność siła, technika i szybkość. Ważne jest takie dobranie składu, żebyśmy albo mieli postacie o tej samej specjalizacji, albo tej, która ma przewagę nad wrogiem. Nie zawsze jest to możliwe, dlatego dobrze jest poznać wszystkich w grupie i znać ich atuty oraz słabości.
Jak to w anime, walka jest najważniejsza
Chociaż nie ma nigdzie tego opisanego wprost, mamy tutaj wyraźny podział na postacie wspomagające, leczące, atakujące dużo celi na raz, jak i zadające olbrzymie obrażenia pojedynczemu wrogowi. Są też tacy, którzy mają za zadanie przyjąć ciosy na siebie. Do tego znaczenie ma położenie przeciwników względem piratów oraz to czy dany typ ataku pozwala atakować inne miejsce niż to, przy którym stoimy. Może wydawać się to skomplikowane, ale zaufajcie mi, że złapiecie to w mig.
Problem polega na tym, że początkowe etapy, zanim odblokujemy więcej różnorodnych ataków, są najdłuższe i potrafią zanudzić gracza na śmierć. Kiedy zaś już macie bogatą paletę ciosów zwyczajnie nie chce się wam już walczyć i wybieracie automatyczną walkę. AI zdarza się przegrać starcie, z którym wy nie będziecie mieć problemu, nie wypełni też zadań dodatkowych, ale zaoszczędzi wam czasu i uwagi, bo w tym samym momencie możecie robić zupełnie co innego. Zgodnie z długością występowania postaci na ekranie anime, niektóre z nich mają dużo więcej umiejętności od pozostałych. Widać to szczególnie na przykładzie Robin.
Biegnij, Luffy, biegnij
Walki można unikać, choć nie polecam tego rozwiązania. Są na to dwa sposoby. Gdy normalnie poruszacie się po mapie, w większości przypadków możecie zwyczajnie wymanewrować przeciwnika. Ci co prawda ruszają się i mogą was gonić, ale mają bardzo krótki zakres tego pościgu. Kiedy już przystaną, to wyminąć jest ich jeszcze łatwiej, bo na chwilę przestają w ogóle was widzieć. Czasem jednak są zasadzki, gdzie nie widzimy przeciwnika, a walka jest obowiązkowa. W takim przypadku najczęściej jednak widoczny jest wykrzyknik oznaczający zadanie.
Drugim sposobem ucieczki jest wybranie odpowiedniej opcji już podczas starcia. Da się w ten sposób ominąć wyłącznie nieobowiązkowe walki. Jak już wspomniałem lepiej skorzystać jednak z opcji automatycznego rozstrzygnięcia konfliktu. Tym bardziej że często wyzwania poboczne potrafią dać nawet dwadzieścia razy więcej punktów doświadczenia! Jest to tak absolutnie losowe, że nigdy nie wiecie, czy spędzicie kilka godzin bez awansowania na nowy poziom, czy jedną przypadkową walką zdobędziecie ich kilka. Bardzo mnie to wkurzało, a to nie koniec problemów z walkami.
Taki mały, taki duży może bossem być
Oglądacie anime? Jeśli nie, to zdziwcie się, że główni przeciwnicy nie odpuszczają po pierwszej przegranej. Zazwyczaj po porażce okazuje się, że mają ukrytą tajną moc i walka rozpoczyna się od nowa, choć tym razem są jeszcze silniejsi! A czasem i to za mało. Dodatkowo walki z nimi mocno się różnią poziomem trudności, który tutaj właściwie wyłącznie polega na tym, ile oni mają życia i jak mocno was biją. Więc wchodzicie w przeciwników jak w masło, żeby nagle odbić się od ściany i ledwo utrzymywać drużynę przy życiu.
Jest też dobra wiadomość. Potyczki są odwzorowane kapitalnie i dla fanów One Piece będzie to nie lada gratka. Oglądałem fragmenty anime, porównując je do tego, co się dzieje na ekranie i to po prostu robi wrażenie. Będziecie zachwyceni. Gra korzysta ze spuścizny serialu i odtwarza wiele najważniejszych starć z ostatnich dwudziestu pięciu lat. Pozwala to nam przeżyć samemu te niesamowite akcje, używać tych samych ciosów i czuć potęgę przyjaźni, która napędza piracką drużynę.
Parę słów o fabule Odyssey
Możecie się zastanawiać, skąd ci bossowie się wzięli. Otóż Luffy z załogą wyruszają na kolejną przygodę. Kiedy docierają do mistycznej wyspy, ich statek wpada w magiczną burzę i zostaje zatopiony tuż przy brzegu. Nasza dzielna ekipa ląduje na plaży. Kiedy udaje im się odzyskać przytomność, zostają zaatakowani przez kamiennego giganta. Pokonanie go prowadzi do kolejnej sceny, w której nasi bohaterowie tracą wszystkie moce. Aby je odzyskać odbędą podróż do czterech różnych miejsc ważnych dla serii, gdzie spotkają najbardziej znanych przeciwników wspomnianych wyżej.
Wszystko to w ramach wspomnień. Wyraźnie jednak jest to podkreślane, że pewne wydarzenia nie są idealnie odwzorowane, właśnie dlatego, że bazują na wspomnieniach, które są inne niż faktyczne wydarzenia. Zatem niektóre miejscówki leżą tuż obok, a nie gdzieś daleko, że niektóre rozwinięcia fabularne nie są takie same. Jednocześnie podobieństwa są tak duże, że nikt raczej nie powinien szukać tutaj problemu. Dodatkowo, tak jak pisałem, finały starć z bossami są najwyższych lotów.
Wspomnień czar
Każda kraina to osobne miejsce, do którego mamy dostęp, także po skończeniu rozgrywki. Chociaż i chwilę wcześniej możemy się tam też udać. Dzięki temu możecie zająć się jedną z dodatkowych atrakcji, a tych jest sporo. Mamy więc zlecenia od mieszkańców, wspomnienia wewnątrz wspomnień, które budują unikalne ataki wśród członków załogi oraz zabawę w łowcę głów. To ostatnie jest dość zabawne, gdyż nagrody są olbrzymie, ale jak to w życiu, pośrednik zabiera ich znaczną część.
W ogóle pieniądze są tutaj mało przydatne. Prawie wszystko, co potrzebne możecie znaleźć na ziemi i w skrzynkach. Pieniędzy też będziecie mieć całe worki. Jasne, jest jeden sklep, w którym są mega drogie przedmioty, pozwalające zwiększyć statystyki postaci. Niemniej jednak to, co wypada z przeciwników i skrzynek w zupełności powinno wam wystarczyć. Na inne rzeczy wydawać nie będziecie musieli. Tym bardziej zaskakuje możliwość kupna tej waluty za ponad sto złotych w sklepie PlayStation. Może musieli to dodać?
Technicznie jest bardzo dobrze
Co do zasady uwielbiam komiksowe grafiki w grach. XIII, seria Borderlands, a już szczególnie ostatnie New Tales from the Borderlands cenię bardziej od hiperrealistycznych produkcji. Uważam, że to po prostu pasuje do gier. One Piece to przykład komiksowości rodem z Japonii w najlepszej formie i chociaż kreska nie jest tak brudna, jak oryginał, to mi przypadła bardzo do gustu. Uważam, że idealnie wpisuje się w sagę i jest to godne uhonorowanie dwudziestopięciolecia serii.
Tytuł w wersji na PS5 pozwala wybrać czy chcemy premiować grafikę, czy liczbę klatek. W obu tych trybach jednak nie miałem problemu z wydajnością, konsola też nie grzała się jakoś szczególnie. Muzyka, jak to w takich produkcjach jest, ale jakby jej nie było. Nie przeszkadza, ale też nie wrzucicie jej sobie na ulubioną playlistę. Polecić za to mogę rozgrywkę z japońskimi dialogami, bo było to mistrzostwo świata. Postacie brzmią genialnie, a ich charakterystyczne odzywki, onomatopeje nadają niesamowitego klimatu, którego na próżno szukać, gdzie indziej. Także polecam właśnie ten sposób.
Odyseja Luffiego
Załoga Merry’ego wyruszyła w długą podróż, gdzie spotkała wspaniałych ludzi, ale i potwory. Może to właśnie stąd wziął się pomysł na ten podtytuł. Trzeba jednak napisać, że jest to wyprawa, która mogła być ciekawa, ale przez wykonanie pewnych elementów stała się niesamowicie nużąca. Macie tak czasem? Jest sobota, wyspaliście się, zjedliście śniadanie, piękna pogoda za oknem. Odpalacie grę w południe i już po pół godziny zasypiacie nad padem? Ja też tak dotąd nie miałem.
Gdyby to wszystko zrobić w 12-15 godzin, pewnie czytalibyście zachwyty nad tą grą. Wiele elementów zrobione jest naprawdę na najwyższym poziomie i widać ogromną miłość do materiału źródłowego. Co z tego, skoro właśnie taką zawartość rozciągnięto na godzin 35 w moim przypadku, czyli trzy razy tyle i to w sposób absolutnie najgorszy. Bardzo pooooowoli zabijało to we mnie jakiekolwiek pozytywne uczucia. Nawet teraz, kiedy mogę napisać tyle pozytywnych słów o tym tytule, nie zmienia to faktu, że losowość przyznawania doświadczenia, bardzo długi rozbieg i wszechogarniająca nuda zabiły tę produkcję dla mnie. Podsumowując, tak jak w tytule, One Piece Odyssey jest przeznaczona głównie dla największych fanów.