Główną bohaterką pierwszego tomu tej historii wcale nie jest Toska. Jako pierwszą poznajemy Lucillę, trzynastoletnią księżniczkę, która nie ma żadnych przyjaciół w swoim wieku, a na dodatek ojciec szykuje jej ślub z wybranym przez siebie kawalerem, który zapewni królestwu najlepszy sojusz. Na pewno znacie już ten rodzaj nieszczęścia z różnych baśni i filmów. Lucilla spędza czas samotnie na zamku, rozmawiając z gołębiami. Jednak historia o nieszczęśliwej księżniczce, która prowadzi smętne życie byłaby przecież nudna. Pora na przygodę.
Panny, złodzieje…
I tu z pomocą przychodzi właśnie tytułowa Toska i jej brat. Dwójka osieroconych nastolatków, mieszkających w samodzielnie wybudowanym domku w lesie. Kiedy los splata ich ścieżki z księżniczką Lucillą wszyscy są sobą i swoim życiem wzajemnie zafascynowani. Trochę jak książę i żebrak, tylko że tu mamy księżniczkę i łobuzicę. I poetę. Bo o ile Toska wygląda i zachowuje się jak Ronja, która przyszła mi do głowy jako pierwsza, o tyle jej starszy brat nie jest wojownikiem, jest poetą, minstrelem. I to właśnie ta dziwnie dobrana trójka zostaje bohaterami opowieści.
A opowieść rozwija się całkiem sprawnie, mimo iż pierwszy tom to przecież zwykle tylko przedstawienie bohaterów lub zbieranie drużyny. W komiksie autorstwa włoskiego duetu Radice & Turconi już w pierwszej odsłonie znalazło się miejsce na spisek i dworską intrygę. Bo przecież gdzie na szali jest ręka księżniczki tam musi być też ktoś, kto chciałby zdobyć ją w niecny sposób, niekoniecznie myśląc o miłości. Scenariusz skonstruowany jest na tyle ciekawie i sprawnie, że nie pozostawia wątku urwanego w miejscu, który zamiast ciekawości powodowałby u czytelnika frustrację. Mimo iż objętość zeszytu nie jest duża, to znalazło się miejsce na rozwikłanie zagadki i popchnięcie fabuły do miejsca, w którym można już spokojnie oczekiwać na kolejny tom.
…rycerze i minstrele
Na duży plus u mnie zasługuje też strona graficzna Toski z lasu – rysunki są wręcz kreskówkowe, przywodzą na myśl scenopis do bajek Disneya z lat ’80 i ’90 więc trafiają w mój nostalgiczny gust, mimo iż jako czytelnik jestem już zdecydowanie poza targetem tego typu literatury. Przygody Toski i jej przyjaciół narysowane są w stylu kredki i ołówka, i to zdecydowanie bardziej trafia w mój gust niż grafiki w pełni digitalowe.
Podsumowując – polecam Toskę z lasu każdemu od lat pięciu do stu pięciu. A zakupić możecie ją TUTAJ