Rafa koralowa jest tak samo śliczna jak pierwsza część, tylko że cała na niebiesko. Karty ilustrowane są przecudnie, Martyna Szpil kolejny raz wysoko zawiesza estetyczną poprzeczkę, tylko że osobiście bliżej mi do jagód niż do sushi. Poprzedni Ekosystem był bardziej swojski, bardziej namacalny. Zdecydowanie łatwiej w naszym klimacie, w tej szerokości geograficznej, wybrać się na spacer po lesie niż na nurkowanie w rafie koralowej. Lubię urocze błazenki jak każdy fan poszukiwania małego Nemo, majestatyczne wieloryby wzbudzają mój niekłamany podziw, a do krabów podchodzę z taką sama rezerwą jak do pająków. Tymczasem rudą lisią kitę mogę zobaczyć na krótkiej przechadzce przez zdziczałe rubieże mojego miasteczka, zaś ośmiornicę mógłbym podziwiać w jej naturalnym środowisku dopiero po wykupieniu biletu lotniczego. Choćby nie wiem, jak bardzo mamił ferią barw tęczowych, ciepłych mórz egzotyką i kart powabem, druga część przyrodniczej trylogii Matta Simpsona nie ma już tej emocjonalnej siły rażenia, co jego zgrzebny poprzednik.
Na lądzie i pod wodą obowiązują te same prawa
Mechanicznie jest to ta sama familijna gra na maksymalnie sześciu krewnych i znajomych krewetki w prosty draft wokół stołu i budowanie takiego układu wzajemnie na się oddziałujących kart, który miałby jakieś ręce i nogi, lub odnóża, płetwy i macki w tym konkretnym przypadku. Należy stworzyć siatkę kart pięć na cztery w taki sposób, żeby wyłowić z tego tableau jak najwięcej punktów na koniec gry. Pierwszą rozgrywkę trzeba potraktować jako nurkowanie z instruktorem. Zależności pomiędzy kartami jest tyle, że należy się wdrożyć w to, jak się teraz sprawy załatwia pod wodą. Nad rolami, jakie mają poszczególne karty pełnić w tej układance trochę pomyślano, aby odzwierciedlały poszczególne powiązania elementów tego ekosystemu oraz miejsce oceanicznych żyjątek w łańcuchu pokarmowym. Człowiek ma poczucie, że kierując się zdrowym rozsądkiem, swoją bardzo ograniczoną wiedzą marynistyczną oraz czystą żądzą punktowego zysku kompetentnie wspieraną przez umiejętne wykorzystanie okazji, jakie dają poszczególne układy kart, tworzy przed sobą coś, na kształt małego karcianego akwarium, które zaczyna na jego oczach żyć swoim planszowym życiem. Aż przychodzi czas, żeby położyć wieloryba. Wtedy cały czar pryska w nagłej dekompresji immersji.
Karta pożera kartę
Koralowce powinny porastać dno układu kart dając schronienie murenie i błazenkom, które bardzo komfortowo czują się w ich sąsiedztwie. Kraby na każdej głębokości, gdzie się nie znajdą, będą szukały planktonu bacznie rozglądając się na boki. Rekin ma apetyt na wszystko, co pod nim, nad nim lub obok niego. Graniki punktują za sąsiadujący kryl. Planktonu i krylu chciałoby się mieć w swoim karcianym atolu akurat tyle, żeby dobrze zapunktować. W przypadku żółwia ciągnie swój do swego. Ośmiornica pozwala namieszać w układzie kart samym swoim pojawieniem się na stole. I właśnie tu już mechanika bierze górę nad bardzo ładną ściągą z biologii, a za moment nawet weźmie rozbrat ze zdrowym rozsądkiem. Kiedy do gry wejdzie karta wieloryba, zapunktuje za każdą kartę krylu obecną w układzie, co jest ze wszech miar bardzo edukacyjne, ale ten łagodny olbrzym na koniec gry połyka jedną z sąsiadujących kart. Z growego punktu widzenia ma to głęboki sens, gdyż balansuje mocną kartę przez dodanie jej zagraniu strategicznego kosztu, lecz kiedy instrukcja Rafy koralowej zapewnia też bardzo kompetentny i zwięzły przewodnik po oceanicznym łańcuchu pokarmowym, to po introdukcji największego ssaka planety spodziewałbym się czegoś więcej niż mitu o krwiożerczych olbrzymach. Prawdą jest że kaszaloty są żarłoczne i szczególnie gustują w ośmiornicach, ale przedstawiony na karcie okaz kaszalotem być nie może. Wieloryb w Ekosystemie 2 może nawet połknąć innego wieloryba, czego już żadną tajemną wiedzą przyrodniczą wytłumaczyć się nie da. Ta karta podnosi mi ciśnienie niczym zwiedzanie Titanica.
Równowaga w naturze jest równie ważna jak balans
W lądowym pierwowzorze ważne było, aby każdy rodzaj kart miał okazję zapunktować, gdyż za dużo niepunktujących luk w systemie powodowało mniejsze zyski w punktach za bioróżnorodność. Rafa koralowa idzie o krok dalej w temacie równowagi ekologicznej. Karty podzielone są na grupy łańcucha pokarmowego, zaś podczas punktacji końcowej gracz zdobywa dodatkowe punkty równe liczbie najsłabiej zapunktowanego z tych trzech rodzajów kart. W ten sposób Ekosystem 2 premiuje zrównoważony rozwój. Dobrze wypełniona tabelka wyników powinna być zbalansowana jak zupa rybna. W ten sposób w kwestii złożoności podwodna odsłona Ekosystemu zdobywa nieco dodatkowej głębi, ale jeszcze nie mówi ostatniego słowa. Dla lubiących dodatkowe wyzwania nieoceniony Grzegorz Stawicki z Naszej Księgarni przygotował wariant z kartami celów, w którym zdobywa się ekstra punkty za stopień realizacji ich warunków oraz karty wraków pozwalające na wymianę z centralnym miniryneczkiem dwóch kart na środku obszaru gry. Ta modyfikacja błyszczy jak dublon pośród koralowca. Gra nabiera smaku. Ekosystem 2: Rafa koralowa posiada wariant dla dwóch graczy i opcję gry solo, więc w porównaniu z pierwowzorem jest stosunkowo na bogato.
Dokładka tego samego w innym sosie
Nie powiem, żebym podczas rozgrywek w Ekosystem 2: Rafa koralowa obcował z grą znacznie ulepszoną w stosunku do części pierwszej. Dobry znajomi z poprzedniej gry powracają przystrojeni w nowe szaty. Zając jest teraz ośmiornicą, niedźwiedź błazenkami, jeleń żółwiem morskim, pszczoła granikiem, a wilk planktonem. Nie oczekiwałem rewolucyjnych zmian, lecz nie jestem przekonany, że dostałem na tyle dużo nowinek, żeby składały się na porządnego standalone’a. To całkiem dobry sequel, ale nie jest tak przełomowy jak Obcy Jamesa Camerona dla sagi Aliena czy Dzień Sądu dla serii o cyborgu-kulturyście z postapokaliptycznej przyszłości. Tutaj mamy do czynienia raczej ze Szklaną Pułapką 2, Gremlinami 2, Ghostbusters II, czy nowojorskim Kevinem. Ta sama formuła w nowej scenografii. Nie wystarczy nie popsuć pierwowzoru, żeby od razu zgarniać laury. Podobnie jak w przypadku wspomnianych przed chwilą filmów, też czerpię większą przyjemność podczas obcowania z oryginałem. Rafa koralowa wygląda mi na kolejną ofiarę klątwy „dwójki” w tytule. Wrzucenie sprawdzonej formuły w nowe okoliczności przyrody skutkuje powstaniem produktu nieco odmiennego, tu i ówdzie poprawionego, ale nie na tyle, żeby konkurować z powabem pierwszej części.
Pełne zanurzenie się w ekosystemie rafy koralowej było możliwe dzięki współpracy barterowej z Wydawnictwem Nasza Księgarnia.